wtorek, 17 czerwca 2014

Miłość i Ogród z lat 30-tych


Od tysięcy lat żyjemy sobie powoli i zbyt prędko, razem lub osobno, w rozgłosie i po cichutku. Wydaje nam się, że wydarzenia dnia codziennego znaczą tak wiele, że często własne zmagania przesłaniają nam cały świat. Przeżywamy tak życie a potem... No cóż. Wielu udaje się wpisać na zawsze w karty historii dzięki swoim osiągnieciom i świat o nich pamięta. Jednak taki los dotyczy mniejszości, a co z tymi którzy wiedli "zwykłe" życie? Dowody na to, że żyli często są rozsiane przypadkowo po całym świecie w postaci małych, rozczulających znaków czasu.

Dziś chce podzielić się z Wami tym, co zostało po pewnej parze zakochanych w sobie Anglików o których istnieniu wiem tylko dzięki dwóm książkom i dedykacjom w nich zapisanym.



Te piękne wydania książek dla miłośników ogrodnictwa z końca lat 20-tych XX wieku, znalazłam któregoś szarego popołudnia pośród sterty popsutych i nikomu niepotrzebnych fragmentów czyjegoś życia, przywiezionych w workach do polskiego lumpeksu.
Otwierając książki i widząc dwie podobne do siebie, pełne miłości dedykacje - serce zabiło mi mocniej i już wiedziałam, że od tej chwili ten mały, romantyczny fragment czyjegoś życia powędruje do mojego i od tej chwili na zawsze będzie ze mną.

Hazel, której Piplet dedykował obie książki musiała być prawdziwą miłośniczką ogrodnictwa - albo też ukochany nie miał zbyt wielu pomysłów na prezenty dla niej ;)











Na zdjęciu trzymam aparat Zeiss Ikon Cocarette, produkowany w latach 1926-1930.












Do tych romantycznych domysłów dołączam piękną piosenkę Ala Bowlly  - oczywiście o miłości, prosto z 1931 roku...



Mam to szczęście, że wychowałam się w willi z 1936 roku i na zdjęciach widać ogród który ją otacza - Tato i Mamo, dziękuję za nieocenioną pomoc w realizacji tego posta ;)


środa, 4 czerwca 2014

Swinging London, Gimme Some Lovin' !

Po dwuletniej przerwie spowodowanej śmiercią mojego ukochanego aparatu (a co za tym idzie obrażeniem się na bloga ;) ) ...powracam w roku 1966 !
Ostatni wpis sprzed prawie dwóch lat również zawierał w tytule słowo "swing", jednak w dzisiejszym poście termin ten będzie miał nieco inny wydźwięk...:)

W roku 1966 rozpoczęto budowę World Trade Center, wprowadzono do sprzedaży pierwszą Toyotę Corollę, wyemitowano pierwszy odcinek serialu Czterej Pancerni i pies, a John Lennon w wywiadzie dla brytyjskiej gazety Evening Standard oświadczył, że zespół The Beatles jest popularniejszy od Chrystusa...;) W tym samym roku kultowy film Michelangelo Antonioniego Powiększenie ukazujący fenomen Londynu tamtych czasów wszedł na ekrany kin.
Swinging London stał się modny nie tylko na Wyspach...

Określenie Swinging London pojawiło się w magazynie Time z 15 kwietnia 1966. Niecały miesiąc później powstała piracka radiostacja Swinging Radio England, która intensywnie rozpowszechniała modę na ten termin. Swinging znaczyło tyle co "znany" lub "modny" - ta charakterystyka dotyczyła głównie brytyjskiej młodzieży hedonistycznie i egoistycznie nastawionej do życia, lubującej się w tym co "nowe i współczesne". Nowe i współczesne także w modzie - wielką popularnością cieszyła się wówczas odważnie krótka spódniczka, tzw.mini zaprojektowana na początku lat 60-tych XX wieku przez londyńską projektantkę Mary Quant.





Młodzieżowa kultura Swingującego Londynu miała swój mocny filar w muzyce - na lata 60-te przypada okres wielkiej popularności brytyjskich zespołów na całym świecie - takich jak The Beatles, The Rolling Stones czy Cream. Zjawisko to nazywane było british invasion (brytyjska inwazja).


Rok 1966 to także szczyt popularności innego brytyjskiego zespołu - Spencer Davis Group.
W 1966 roku zaledwie 18-letni wokalista grupy o niesamowitym głosie - Steve Winwood zaśpiewał singiel Gimme Some Lovin', który szybko znalazł się w czołówce list przebojów zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w Stanach Zjednoczonych.



Współcześnie żyjemy w czasach talent-show i popularności małych dzieci śpiewających piosenki Mariah Carey na youtubie ;). Ze względu na dostępność "wszystkiego" jaką zawdzięczamy internetowi, nietrudno o fajnie śpiewających młodych ludzi nieomal na każdym kroku. Choć słucham rozmaitej muzyki i wciąż poznaję nowych artystów, jeszcze nie usłyszałam 18-letniego chłopaka o tak dojrzałym i charyzmatycznym głosie jak Steve Winwood...

Poniżej szałowa wersja Gimme Some Lovin'  Spencer Davis Group na żywo !


 

piątek, 15 czerwca 2012

Swing Era




Na początku XX wieku zaczął kształtować się całkiem nowy, rewolucyjny kierunek w muzyce, który miał później dokonać symbolicznego podziału na dzisiejszą muzykę poważną i rozrywkową. Tym kierunkiem był jazz -  połączenie europejskiej muzyki tanecznej z bluesem - śpiewem afrykańskich niewolników. Początkowo grany w małych zespołach, swingowy nurt rozwijał się, zdobywając coraz większe grono odbiorców. Wielkimi krokami nadchodziła złota era big-bandów, która trwała aż do końca II wojny światowej.

Benny Goodman Orchestra - Sing, Sing, Sing (with a swing) (1937) - z ciekawym damskim układem choreograficznym ! :)



Kobieta lat 40-tych. Zadbana, zawsze elegancka, z nienagannie ułożonymi włosami. Czekająca na niego, bez gwarancji, kiedy i czy w ogóle wróci.
















poniedziałek, 4 czerwca 2012

It's Gonna Be Special 1984



1984 rok


 Apple wprowadził pierwszy komputer z rewolucyjnej serii Macintosh, kilka dni później
odbyła się pierwsza misja promu kosmicznego Discovery. W Polsce wyświetlono po raz pierwszy "Akademię Pana Kleksa" :)


W tym samym roku, amerykańska wokalistka Patti Austin wydała album "Patti Austin", wyprodukowany przez Quincy Jonesa. Single "It's gonna be special" i "All behind us now" zawojowały listy przebojów.
Zawojowały również i mnie kilkanaście lat później, gdy obejrzałam dyplomowy egzamin mojej Mamy 
w Akademii Muzycznej w Katowicach z 1986 roku, na którym wspaniale zaśpiewała obydwie te piosenki,
 z towarzyszeniem m.in.Taty na gitarze basowej :) 


Patti Austin - It's gonna be special (1984)


Patti Austin - All behind us now (1984)









   


niedziela, 27 maja 2012

Very vintage - witamy na dworze króla

Szelest starannie zdobionych sukni i echo marmurowych kroków.
Dźwięk fletu i skrzypiec, niosący się po królewskich pokojach szczególnym, szlachetnym brzmieniem.
To tak, jakby 300-letnie wnętrze rzucało czar, na każdego kto się w nim znajdzie.
Grać na dawnych instrumentach w królewskich komnatach,
 to jak być świadkiem spotkania dwojga kochanków - po 300 latach rozłąki.

Przez kilka godzin, byłyśmy z Magdą w zupełnie innym wymiarze.












Jean de Sainte Colombe - 44ème concert à deux violes, en sol ″Tombeau, les regrets″ (1683)
Piękny koncert na dwie viole da gamba. Polecam.















P.S. Jak będę duża, to zostanę księżniczką.

poniedziałek, 21 maja 2012

Bajka o Czerwonym Kapturku i Wilku



Był sobie pewnego razu Czerwony Kapturek bez kapturka.
Wywędrował z małym koszyczkiem w sam środek Warszawy, gdzie spotkał Wilka.
Zdziwiony Kapturek spytał :
- Wilku, czemu nie spotykamy się w lesie ?
- Też się nad tym zastanawiam - odparł Wilk.
- Czemu masz takie wielkie zęby? - niepewnie zapytał Czerwony, przyglądając się podejrzanie malutkiemu pyszczkowi.
- Niestety wydaje ci się, prawie nie mam już zębów - westchnął Wilk.
- A czemu masz takie wielkie oczy ? - zapytał zaciekawiony Kaptur.
- Bo bardzo się boję zgiełku miasta, a burzy nawet jeszcze bardziej.
Wtedy Czerwony Kapturek zaproponował:
- Chodź Wilku, zaadoptuję cię.
Wilk się zgodził i poszli razem wesoło na trzecie piętro warszawskiej kamienicy, gdzie mieszkają po dziś dzień.


- pierwszy muzyczny przykład miłości między Catem a Dogiem :P






P.S. Jak się później okazało, Wilk miał w posagu swój własny, dziwny koszyczek...


środa, 16 maja 2012

Karen Carpenter




Karen Anne Carpenter urodziła się 2 marca 1950 w New Haven, Connecticut. Świat zapamiętał ją jako wokalistkę i perkusistkę zespołu The Carpenters, który tworzyła wspólnie z bratem Richardem. Zmarła na skutek zawału serca, osłabionego wieloletnią walką z anoreksją. Miała zaledwie 32 lata.
Mam wrażenie, że dzisiejszy świat nie pamięta o tej delikatnej, wrażliwej i niesamowicie utalentowanej dziewczynie, której głos urzekł miliony ludzi na całym świecie. Aksamit barwy głosu Karen łączył się 
z imponującą umiejętnością gry na perkusji, w dodatku w czasach, w których kobiety grające na bębnach były rzadkością.
Początkowo, The Carpenters występowali jako trio jazzowe. Przełomowy okazał się  rok 1968, gdy ich balladowa interpretacja „Ticket To Ride” Beatlesów wywołała niemałe zamieszanie. Kolejny cover w ich wykonaniu, „Close To You” Burta Bacharacha wyniósł The Carpenters na szczyt list przebojów.
Nie chciałabym zajmować stanowiska, odpowiadając na pytanie dlaczego Karen wpadła w sidła anoreksji przegrała walkę z chorobą. Nasuwa mi się jednak skojarzenie z wieloma bardzo zdolnymi artystami, którzy 
w ten sam lub inny sposób, nie byli w stanie udźwignąć psychicznie presji bycia na szczycie -
zdobywania i utrzymywania laurów pierwszeństwa w muzycznym świecie. 
Śpiew Karen jest lustrem, w którym odbija się wyraźnie jej wielka wrażliwość i muzykalność. W naszych współczesnych realiach, zgiełku za krótkiej doby i pośpiechu zbyt wielu zadań na minutę, warto przystanąć na chwilę i przyjrzeć się historii tej pięknej dziewczyny, która dla mnie osobiście jest wzorem wszechstronności i swobody w tworzeniu muzyki. Posłuchajcie. Bardzo polecam.



Postać Karen zainspirowała mnie również do pewnego eksperymentu J